Małgorzata Kowalewska
  alhenag63@gmail.com
banner
  • 27.01-12.02.2017

04.02.2017 (sobota)

Obudziłam się wcześnie i już o 7.30 siedziałam przy basenie. Nim zjawiła się Młodzież, zdążyłam zjeść śniadanie i wypić kilka filiżanek kawy.

Od pierwszej nocy intrygował nas rząd świateł na horyzoncie. W nocy po przyjeździe byliśmy lekko zdezorientowani, bo wyglądało to, jak światła na drugim brzegu, którego przecież tam nie powinno być. Mateusz w końcu zapytał Pana Szefa, w czym rzecz. Okazało się, że to światła łodzi rybackich, które nocami zarzucają sieci, a rankiem przypływają do portu, gdzie można kupić świeże rybki bezpośrednio od rybaków. Pan zaoferował, że jeśli przyniesiemy z targu rybę, to w kuchni nam ją przygotują. Mateusz "napalił się" na barrakudę, ale jak poczytał o tej rybie - odechciało Mu się...

Po śniadaniu poszliśmy na plażę. Najbardziej podobało mi się, że można tam iść w stroju kąpielowym, tylko z ręcznikiem. Kąpaliśmy się kilkakrotnie, głównie Mateusz i ja.

Do hotelu wróciliśmy około 14-tej. Kiedy weszłam pod prysznic, okazało się, że z dolnego kranika woda leci "ciureczkiem", a z prysznica nie leci w ogóle. Nie umyłam więc włosów, tylko opłukałam jakoś ciało z soli, a wychodząc na obiad zgłosiliśmy problem w recepcji.

Znowu poszliśmy na burgery. Ja tym razem zjadłam burger "australijski" - z wołowiną, jajkiem, warzywami i ananasem. Był pyszny, a przede wszystkim ogromny, więc bardzo się najadłam. Zamówiliśmy też soki, które tak "dopełniły" nasze żołądki, że wszyscy marzyliśmy już tylko o poobiedniej sjeście.

W hotelu Patrycja od razu położyła się, a ja z Chłopakami usiadłam na tarasie, jednak po kwadransie wszyscy przenieśliśmy się do pokoju, gdzie Panowie błogo zasnęli, a ja poczytałam wiadomości, bo internet - o dziwo - działał całkiem nieźle. Po jakiś czasie poszłam na taras, a Młodzież wstała dopiero o 18-tej.

Pan Szef posiadał psa. Zwierzak był śliczny, bardzo przyjazny i niesamowicie zabawny. Niejednokrotnie obserwowaliśmy go, jak próbuje "wykiwać" pilnujących go pracowników hotelu. Czasami Patrycja lub Szymon bawili się z nim, co wyraźnie sprawiało mu przyjemność.

Patrycja z Mateuszem poszli odebrać zamówioną sukienkę. Miała ochotę kupić szal z paszminy dla swojej Babci, ale Mateusz poczytał na temat tkaniny i po tej lekturze oraz po rozmowie z panem w sklepie doszli do wniosku, że szale oferowane w lankijskich sklepach wcale nie są z paszminy, a prawdopodobnie nawet nie z "czystego" kaszmiru.

Do około 20-tej posiedzieliśmy z drinkami przy basenie, a później udaliśmy się do "Chill Space Cafe" na kolejne drinki i piwo oraz posłuchać muzyki. Spać poszliśmy po północy.