- Nazwa: Francja / Republika Francuska
(fr. France / République Française - Stolica: Paryż
- Język urzędowy: francuski
- Hymn: La Marseillaise (Marsylianka, 1795-1799, od 1879r.)
Paryż
30.06-03.07.2023
Wycieczka do stolicy Francji była pierwotnie zaplanowana na jesień 2023r. W związku z tym, iż Dzieci postanowiły wrócić na stałe do Polski, zmieniliśmy termin na letni, ponieważ wyjazd z Polski byłby trudniejszy logistycznie i o wiele droższy.
Dzień wcześniej polecieliśmy z Szymonem do Eindhoven (Holandia), skąd odebrała nas Patrycja. Wieczór spędziliśmy w domu na planowaniu i przygotowaniach do wycieczki. Patysia wcześniej znalazła kwaterę - samodzielne mieszkanko z parkingiem (który okazał się podziemnym garażem), w dobrej lokalizacji, za całkiem - jak na Paryż - przyzwoitą kwotę.
Również Ona opracowała program wycieczki. Planując pobyt w Paryżu zastanawialiśmy się, gdzie ewentualnie chcemy wchodzić (i płacić!!!). W grę wchodziło np. Muzeum Orsay (fr. Musée d'Orsay), którego zbiory zawierają głównie impresjonistyczną sztukę francuską. Ostatecznie doszliśmy do wniosku, że być w Paryżu i nie zobaczyć Giocondy to co najmniej dziwne :) Tak więc dużo wcześniej stanęło na wizycie w Muzeum Luwru (fr. Musée du Louvre). Poza tym chcieliśmy ograniczyć płatne wejścia, żeby nie "zrujnować się" finansowo oraz musieliśmy rozplanować wszystko "czasowo". Oczywiście "życie" to zweryfikowało, a chęć zwiedzenia kilku miejsc przeważyła, tak więc nieznacznie zmodyfikowaliśmy program już na miejscu.
Tu nadmienić muszę o wycieczkowych kulinariach...
Jeszcze jako dziecko i młode dziewczę jeździłam na różne wycieczki z moją Ciocią, podczas których zazwyczaj jedną z atrakcji był posiłek w jakiejś dobrej restauracji. To właśnie Ciocia zaszczepiła we mnie swego rodzaju pasję do kosztowania "smaczności" (najlepiej lokalnych) w czasie wypraw. Skądinąd na co dzień staram się być oszczędna w żywieniu zarówno ilościowo, jak i finansowo, jednak w czasie wszelkich eskapad poza miejsce zamieszkania folguję sobie prawie bez zahamowań, choć w granicach pewnego rozsądku :)
W Paryżu bardzo chcieliśmy posmakować tradycyjnych francuskich specjałów... Niestety, nie udało nam się znaleźć knajpki serwującej żabie udka w rozsądnej cenie...
30.06.2023
Wstaliśmy bardzo wcześnie, zapakowaliśmy się do auta i wyruszyliśmy w podróż. Teoretycznie miała ona trwać 4 godziny, jednak z powodu długich korków ulicznych już w Paryżu jechaliśmy godzinę dłużej.
Najpierw podjechaliśmy pod miejsce zakwaterowania. Zatrzymaliśmy się przed wjazdem do podziemnego garażu, na środku chodnika, bo innej możliwości nie było :) Wprawdzie do mieszkania mogliśmy się "wprowadzić" dopiero za kilka godzin, ale chodziło o to, by wcześniej zaparkować auto w garażu. Mateusz skontaktował się telefonicznie z Administratorką. Po jakimś czasie z budynku wyszła ciemnoskóra Pani (osoba sprzątająca) i okazało się, że nie mówi ani słowa po angielsku (z kolei żadne z nas prawie nic po francusku :) i w ogóle chyba nie bardzo wie, o co nam chodzi. Porozumiewanie się translatorem w telefonie było wprawdzie pomocne, ale i tak cała operacja trwała dość długo, połączona z kilkoma telefonami do Administratorki. W końcu jednak auto zostało umieszczone w garażu (który Mateusz określił jako bunkier postapokaliptyczny :), ustalone, gdzie znajdziemy klucze do mieszkania o określonej porze (dobrze zakamuflowany maleńki schowek przy drzwiach do garażu), a my ruszyliśmy na miasto.
Wędrówkę po Paryżu rozpoczęliśmy od Dzielnicy Łacińskiej (fr. Quartier Latin), jednocześnie uniwersyteckiej i turystycznej, której nazwa pochodzi od języka łacińskiego, powszechnym na uniwersytetach w średniowieczu i aż do Rewolucji Francuskiej. Patrycja dzielnie nas prowadziła, zarówno w tym dniu jak i w kolejnych, a ja cały czas śmiałam się, że powinna mieć jakąś chorągiewkę na patyku, coby wycieczkowicze nie zagubili się :)
Idąc wzdłuż ogrodzenia Ogrodu Botanicznego (fr. Jardin des Plantes; jest tam drugi pod względem wieku najstarszy ogród zoologiczny na świecie) szukaliśmy miejsca na śniadanie. Usiedliśmy w jednej z mijanych knajpek, ale niestety - musieliśmy obejść się smakiem, śniadania nam nie podano :( Zdegustowani wypiliśmy kawę i poszliśmy dalej.
Zatrzymaliśmy się na Placu Wahadła (fr. Place de l'Estrapade), miejscu tortur (zwanych właśnie wahadło lub strappado) zadawanym więźniom do XVIw. Placyk obecnie znany jest z serialu Emily w Paryżu, którego to filmu poza Patysią nikt nie kojarzył :) Miejsce jest jednak popularne, bo nie tylko my pstrykaliśmy fotki.
Doszliśmy do Placu Panteonu (fr. Place du Panthéon), gdzie umiejscowiona jest budowla wzniesiona pod koniec XVIIIw. jako kościół pod wezwaniem św. Genowefy. Kościół został przekształcony w świecką budowlę zwaną Panteon (fr. Panthéon). Dwukrotnie próbowano Panteonowi przywrócić funkcję religijną, lecz w 1885r. ostatecznie przeznaczono go na mauzoleum wybitnych Francuzów, m.in. Marii Skłodowskiej-Curie, która przez wiele lat była jedyną kobietą tam spoczywającą.
Przy Placu umiejscowiony jest Ratusz V dzielnicy Paryża (fr. Mairie du 5e Arrondissement). Budynek w stylu klasycystycznym został ukończony w 1849r. i jest lustrzanym odbiciem budynku Wydziału Prawa Uniwersytetu Panteon-Sorbona (fr. Université Panthéon-Sorbonne), który z kolei stoi obok Biblioteki św. Genowefy (fr. Bibliothèque Sainte-Geneviève).
Wszystkie paryskie ratusze są otwarte dla publiczności, w tym dla obcokrajowców, można więc swobodnie spacerować i oglądać piękne wnętrza. Szkoda, że tego nie wiedzieliśmy...
Znaleźliśmy się przy dawnym Instytucie Radowym, gdzie pracowała Maria Skłodowska-Curie, ale także jej córka i zięć, w którym obecnie mieści się Muzeum Curie (fr. Musée Curie), prezentujące historię najważniejszych etapów odkrywczych polskiej noblistki i jej męża oraz ich potomków - słynnej rodziny zdobywców 5 nagród Nobla. Ekspozycja dotyczy również radu i radioaktywności. Przy muzeum znajduje się ogród, gdzie często prezentowane są wystawy tymczasowe.
Spacerując ulicą św. Jakuba (fr. Rue Saint-Jacques) mijaliśmy różne piękne miejsca i budowle, m.in. słynną Sorbonę (fr. La Sorbonne).
Kolejnym ciekawym miejscem był Plac Michela Foucault'a (fr. Le Square Michel-Foucault), utworzony pod koniec XIXw., upamiętniający filozofa, który kierował katedrą historii systemów myślowych w Kolegium Francuskim (fr. Collège de France). Na placu postawiony jest brązowy posąg Dantego (włoski poeta uczęszczał na pierwszy Uniwersytet Paryski), przedstawiający scenę z utworu Boska Komedia / Piekło - Pieśń XXXII, podczas której Dante uderza nogą w głowę Bocca degli Abati.
Przeszliśmy obok Kościoła św. Seweryna (fr. Église Saint-Séverin), w którym zbierali się na modlitwie polscy tułacze Wielkiej Emigracji.
Przeszliśmy przez najkrótszy paryski most na Sekwanie - Mały Most (fr. Petit-Pont-Cardinal-Lustiger), by wejść na teren "narodzin" Paryża - Wyspę Miejską (fr. Île de La Cité), zamieszkaną prawdopodobnie od IVw.p.n.e. przez galijskie plemię Paryzjów. Z obydwoma brzegami Paryża łączy ją 8 mostów, w tym najstarszy istniejący most w mieście, tzw. Nowy Most (fr. Pont-Neuf). My przeszliśmy innymi...
To właśnie na Wyspie Miejskiej znajduje się jedna z najbardziej znanych katedr na świecie - Notre Dame (fr. Cathédrale Notre-Dame de Paris), najbardziej popularna budowla francuskiego gotyku, którą odwiedza rocznie ponad 14 milionów osób.
Ciekawostką jest, iż około pięćdziesięciu metrów przed wejściem do Notre Dame znajduje się tzw. Punkt Zero (fr. Point Zéro des Routes de France), to znaczy kilometr zerowy dróg wychodzących ze stolicy, służący jako punkt odniesienia przy obliczaniu odległości z innymi miastami Francji. Znak drogowy, który materializuje ten punkt na bruku dziedzińca katedry, ma formę róży wiatrów wyrytej pośrodku ośmiokątnego medalionu z brązu; otoczona jest okrągłą kamienną płytą podzieloną na cztery ćwiartki, z których każda nosi jeden z napisów wielkimi literami: POINT, ZERO, DES ROUTES i DE FRANCE. W czasie naszego pobytu nie był dostępny, ponieważ katedra wciąż jest ogrodzona i remontowana po słynnym pożarze w 2019r.
Do najbardziej znanych obiektów na wyspie należą średniowieczne pozostałości Pałacu Miejskiego (fr. Palais de La Cité) - tzw. Stróżówka (fr. Conciergerie od concierge - stróż, dozorca) oraz Święta Kaplica (fr. Sainte-Chapelle). Bardzo chcieliśmy zwiedzić kaplicę, ale niestety zagapiliśmy się i nie zdołaliśmy kupić biletów wstępu. Pozostało nam tylko obejrzenie jej z zewnątrz i na zdjęciach w Internecie.
Inne znane budowle i miejsca na Wyspie Miejskiej to: Pałac Sprawiedliwości (fr. Palais de Justice de Paris), centrum szpitalne Hôtel-Dieu, siedziba policji (fr. Préfecture de Police), Pomnik Deportowanych w Paryżu (fr. Mémorial des Martyrs de La Déportation), urocze placyki i tereny zielone.
Po opuszczeniu Wyspy Miejskiej obejrzeliśmy z daleka Fontannę z Palmą (fr. La Fontaine du Palmier), inspirowaną pomnikami w Egipcie, którą Napoleon kazał zbudować w 1806r. na nowym Placu Châtelet (fr. Place du Châtelet), powstałym po zburzeniu starej fortecy Grand Châtelet, historycznej rezydencji prefektów Paryża. Na szczycie kolumny umieszczony jest uskrzydlony posąg, symbolizujący zwycięstwa Bonapartego.
Zatrzymaliśmy się na kilka minut przy Wieży św. Jakuba (fr. La Tour Saint-Jacques), a następnie spacerkiem dotarliśmy do Centrum Pompidou (fr. Centre Georges-Pompidou). Budynek jest wyposażony w ogólnodostępny taras widokowy z kawiarnią na płaskim dachu, umożliwiającym podziwianie panoramy Paryża. No to skorzystaliśmy... :)
Byliśmy odrobinę zmęczeni, więc zatrzymaliśmy się w jakiejś kawiarence na kawę, a przy okazji zweryfikowaliśmy plan dnia. Ponieważ godzina była już odpowiednia, pojechaliśmy metrem do miejsca zakwaterowania, żeby "wprowadzić się" i "złapać oddech".
Przemieszczanie się paryskim metrem w pierwszym momencie wydawało się odrobinę skomplikowane, ale tylko w pierwszym... Po dwóch dniach doszłam do wniosku, że nawet ja poradziłabym sobie. Jeździliśmy wszędzie, gdzie możliwe, by nieco oszczędzać siły. Przejazdy nie były bardzo drogie (2,10 € od osoby), a w przypadku konieczności przesiadki obowiązywał ten sam bilet. Zdarzyło nam się też jechać "na gapę", ale o tym później...
Mieszkanie znajdowało się na 6 piętrze, ale na szczęście funkcjonowała winda, bo ja na pewno nie dałabym rady wdrapać się tam ani w tym momencie, ani tym bardziej w kolejnych dniach, kiedy kilometrów "w nogach" przybywało :) Lokum okazało się przestronne, wygodne, czyste i dobrze wyposażone. Jedyne, czego brakowało, nie wiedzieć dlaczego, to czajnik do gotowania wody, ale były jakieś garnki, więc problem się rozwiązał. Najważniejsze - był duży balkon, co szczególnie ucieszyło mnie, bo miałam gdzie palić :), a w nocy można było zostawić szeroko otwarte okno balkonowe.
Po rozpakowaniu się i krótkim odpoczynku wróciliśmy metrem w okolice Placu Republiki (fr. Place de La République). Ponieważ byliśmy już straszliwie głodni, nie zatrzymaliśmy się na dłużej przy stojącym na nim pomniku. Przesłałam Patrycji lokalizację knajpki, polecanej przez Koleżankę, a ponieważ oceny zachęcały - udaliśmy się tam. Restauracja nazywała się "Bouillon République". Na przystawkę zamówiliśmy ślimaki i ostrygi. Te pierwsze całkiem mi smakowały, tych drugich - surowych przecież :( - nie odważyłam się przełknąć. Patrycja i Mateusz zjedli. Stwierdzili, że ostrygi nie są najgorsze w smaku i konsystencji, ale niekoniecznie zamówiliby je powtórnie. Ogólnie rzecz biorąc - obiad i deserki bardzo nam smakowały, francuskie winko do obiadu też...
Po obiedzie nabraliśmy sił na dalszy spacer. Przeszliśmy przez piękny Ogród Tuileries (fr. Jardin des Tuileries), utworzony w XVIw. na miejscu dawnej fabryki płytek (fr. tuile - płytka, dachówka), będący niegdyś ogrodem nieistniejącego już Pałacu Tuileries (fr. Palais des Tuileries), dawnej rezydencji królewskiej i cesarskiej, najważniejszy i najstarszy ogród w stylu francuskim w Paryżu, o powierzchni 25,5 ha (oczywiście my zaliczyliśmy zaledwie ułamek :)
Ogród Tuileries niezauważalnie przeszedł w równie zielony teren, zwany Ogrodem Karuzeli (fr. Jardin du Carrousel) i znaleźliśmy się u celu głównej atrakcji tego dnia. Wyszliśmy na Plac Karuzeli (fr. Place du Carrousel), gdzie umiejscowiony jest Łuk Triumfalny Karuzeli (fr. Arc de Triomphe du Carrousel), upamiętniający podbój Cesarstwa Germańskiego w 1806r., wzorowany na rzymskim Łuku Konstantyna. Niestety, zobaczyliśmy tylko duże ogrodzenie i gustowną, imitującą rzeczywisty wygląd osłonę na budowli, która obecnie jest niedostępna (zapewne konserwowana). Odkryte natomiast pozostały kamienne posągi, stojące po obu stronach Łuku - Zwycięska Francja (fr. La France Victorieuse) i Historia (fr. L'Histoire).
Naszym oczom ukazała się ogromna bryła Luwru (fr. Louvre, Palais du Louvre), jednej z największych historycznych rezydencji w Europie.
Przed imponującym budynkiem, na wybrukowanym Dziedzińcu Napoleona (fr. La Cour Napoléon) ujrzeliśmy słynną konstrukcję ze stali i szkła - Piramidę Luwru (fr. La Pyramide).
Ile czasu potrzeba, aby zwiedzić Muzeum Luwru (fr. Musée du Louvre)? Zapewne wiele dni, a nawet tygodnie... Przebywając w środku trudno uchwycić rozmiar budynku! W czasie, który mieliśmy (wchodziliśmy o godz. 20:30, muzeum było czynne do ok. 22:00, choć, co ciekawe, w Internecie praktycznie wszędzie podawana jest informacja, że jest czynne do 18:00), wybraliśmy najbardziej oczywisty kierunek...
Kiedy Patrycja sprawdzała opcje biletów wstępu do Luwru - były 2-godzinne i 6-godzinne. Zdecydowaliśmy, że 2 godziny wystarczą. W efekcie końcowym zwiedzaliśmy muzeum nawet krócej, a i tak "nogi odpadały" po całym dniu maszerowania po Paryżu. Wprawdzie wieczorne zwiedzanie miało tą ogromną zaletę, że nie było tłumów, jednak szkoda, że nie zobaczyliśmy więcej... Najbardziej żal mi, że nie dotarliśmy do do Galerii Apolla, gdzie prezentowane są francuskie klejnoty koronne i do Wenus z Milo. Pamiętałam o Nike z Samotraki, o Wenus z Milo po prostu zapomniałam... Prawda jest też taka, że chodziliśmy "na ślepo", nie bardzo wiedząc co chcemy zobaczyć, z wyjątkiem oczywiście Mona Lisy. Zawsze obiecuję sobie, że przed wycieczką zrobię gruntowny research, ale rzadko mi się to udaje, a tym razem nawet nie miałabym kiedy.
I teraz zapewne wyjdę na malkontentkę, ale... wcale nie Mona Lisa zrobiła na mnie największe wrażenie... Choć oczywiście wszyscy jak oszalali pstrykaliśmy fotki przy obrazie :)
W pewnym momencie przez okna zauważyliśmy na zewnątrz młodą parę w trakcie ślubnej sesji fotograficznej (prawdopodobnie teren Luwru jest bardzo popularnym miejscem na tego typu akcje). My oczywiście miałyśmy własną sesję przy Odwróconej Piramidzie (trudno było zrobić zdjęcie bez udziału obcych osób, ale Patysia jest wytrwała :).
Kiedy zbliżał się koniec zwiedzania, wraz z całym tłumem ludzi skierowaliśmy się do głównego wyjścia, które okazało się... zamknięte! Około kwadransa kręciliśmy się wszyscy po przyciemnionych już korytarzach, nie spotykając nikogo z personelu (sic!), aż w końcu znalazł się jakiś pracownik, który też nieco kluczył tam i z powrotem, ale w końcu wyprowadził wszystkich do otwartego wyjścia (głównego!). To było zabawne i wręcz niepojęte, bo jak można zamknąć muzeum wiedząc, że w środku jest mnóstwo ludzi?!
Na Dziedzińcu Napoleona zrobiliśmy jeszcze wieczorne zdjęcia...
Wyszliśmy bramą na ulicę Rivoli i w tym momencie przestało być zabawnie... Nie wiedzieliśmy wtedy, że od kilku dni w wielu miastach Francji trwają zamieszki po zastrzeleniu młodego chłopca przez policjanta (widzieliśmy wcześniej jakieś zniszczenia, ale przecież takowe się zdarzają). Ulica była zablokowana z obydwóch stron przez policjantów, a niedaleko słychać było krzyki i hałas demolowania witryn sklepowych. Cofnęliśmy się do bramy, ale mieliśmy świadomość, że musimy jakoś się stamtąd wydostać, a baliśmy się iść ulicą (przynajmniej Patrycja i ja, bo Szymon koniecznie chciał zobaczyć co się dzieje, czym bardzo mnie zdenerwował, jednak Mateusz rozsądnie Go powstrzymał). Na szczęście tuż obok było zejście do stacji metra, gdzie skierowało się sporo osób, w tym my. Niestety, było to jakieś dziwnie małe zejście - oprócz wąskich schodków i bramek nie było tam nic, a przede wszystkim biletomatu. Udało nam się wejść na peron dzięki pomysłowi Mateusza, który zauważył, że skrzydła bramki są luźne i przytrzymał je otwarte, kiedy przeszła osoba z biletem (nie tylko my skorzystaliśmy z tego sposobu). To właśnie wtedy pierwszy raz jechaliśmy "na gapę".
W "naszej" dzielnicy było spokojnie, choć też co jakiś czas słychać było syreny i przejeżdżały policyjne samochody. Pomimo późnej pory (ok. 23:00) zdecydowaliśmy się jeszcze na lekką kolację (kawałki bagietki, sery, ogóreczki) w małej knajpce. Lokal sprawiał wrażenie miejsca spotkań kumpli, atmosfera była bardzo swobodna, wszyscy ze wszystkimi rozmawiali (nawet z papugą!), a ja pierwszy raz w życiu widziałam, żeby kelner chodził między stolikami z papierosem :) Patrycja i ja wypiłyśmy coś gorącego (kawa i herbata), Panowie zamówili piwo, a Szymon jeszcze jakiś drink, na który też się ostatecznie skusiłam.
Do mieszkania wróciliśmy zmęczeni, ale zadowoleni. Po szybkich wieczornych ablucjach padliśmy do łóżek.
01.07.2023
Wstaliśmy niezbyt wcześnie. Teoretycznie powinnam być wypoczęta, jednak po długim i dość wyczerpującym poprzednim dniu mój kręgosłup dał o sobie znać... Na szczęście tabletki przeciwbólowe pozwoliły mi bez problemu kontynuować zwiedzanie, zarówno w tym, jak i w kolejnych dniach.
Metrem pojechaliśmy znowu w okolice centrum miasta. W pierwszej kolejności udaliśmy się na śniadanie. Wprawdzie można było kupić produkty i przygotować posiłek w mieszkaniu, ale ja z góry założyłam, że kulinarnie zaszalejemy i żadnych sprzeciwów nie przyjmowałam do wiadomości :) Wybraliśmy restaurację "Café Palais Royal" i zdecydowanie był to wybór trafiony. Obsługiwał nas niezmiernie sympatyczny i zabawny kelner, a śniadanie było rewelacyjne!
Posileni rozpoczęliśmy wędrówkę od obejrzenia (z zewnątrz oczywiście) Pałacu Królewskiego (fr. Le Palais-Royal). Weszliśmy na reprezentacyjny dziedziniec wewnętrzny (fr. Cour d'Honneur), by obejrzeć kontrowersyjną instalację artystyczną - Kolumny Burena (fr. Colonnes de Buren), a także przespacerowaliśmy się po przylegającym pięknym ogrodzie (fr. Jardin du Palais-Royal).
Idąc Aleją Opery (fr. Avenue de l'Opéra) oglądaliśmy miejsca, budynki i... pojazdy (zresztą nie tylko wtedy :) oraz podjadaliśmy przekąski i słodycze :) Zatrzymaliśmy się na chwilę na Placu Operowym (fr. Place de l'Opéra), by obejrzeć budynek Opery Garnier (fr. L'opéra Garnier), jednej z siedzib Narodowej Opery Paryża (fr. Opéra National de Paris). Z bardzo daleka przyjrzeliśmy się kolumnie z pomnikiem Napoleona, wzorowanej na rzymskiej kolumnie Trajana, usytuowanej na Placu Vendôm (fr. Place Vendôme), jednym z pięciu placów królewskich w Paryżu. Nie dotarliśmy tam, a szkoda, bo na domu nr 12 na Placu znajduje się polski akcent - tablica upamiętniająca miejsce śmierci Fryderyka Chopina. Dotarliśmy na Plac Zgody (fr. Place de La Concorde), kolejny, największy z królewskich placów Paryża.
Dalej ruszyliśmy Aleją Pól Elizejskich (fr. Avenue des Champs-Élysées), wzdłuż której funkcjonuje niezliczona liczba kawiarni, restauracji, teatrów, kin i ekskluzywnych sklepów. Od dawna jest podstawowym adresem dla luksusowych marek... Takie "szaraczki" jak my mogliśmy co najwyżej pooglądać wystawy :)
Znaleźliśmy się na Placu Charles'a de Gaulle'a (fr. Place Charles-de-Gaulle), historycznie znanym jako Plac Gwiazdy (fr. Place de l'Étoile), drugim co do wielkości w Paryżu. Dawna nazwa, do dziś bardziej rozpowszechniona, powstała z powodu dwunastu alej prowadzących do Placu i tworzących gwiazdę. Na Placu umiejscowiony jest Łuk Triumfalny Gwiazdy (fr. Arc de Triomphe de l'Étoile), częściej nazywany po prostu Łukiem Triumfalnym, zbudowany w celu uczczenia zwycięstw Napoleona.
Później skierowaliśmy się w stronę Placu Trocadéro i 11 Listopada (fr. Place du Trocadéro-et-du-11-Novembre), nazwanego na pamiątkę dwóch wydarzeń - zwycięskiej bitwy z Hiszpanami w 1823r. oraz zawieszenia broni w dniu 11 listopada 1918r., oznaczającego koniec I wojny światowej. Drugi człon nazwy został dodany dekretem miejskim w 1978r., jednak w mowie potocznej nadal funkcjonuje nazwa pierwotna, a nawet jest skracana do "Troca".
Plac otwiera się na Pałac Chaillot (fr. Palais de Chaillot), mieszczącego instytucje kulturalne: Narodowe Muzeum Morskie (fr. Musée National de La Marine), Muzeum Człowieka (fr. Musée de l'Homme), Muzeum Architektury i Dziedzictwa (fr. Cité de l'Architecture et du Patrimoine) zawierające Muzeum Zabytków Francuskich (fr. Musée des Monuments Français), Narodowy Teatr Tańca (fr. Théâtre National de la Danse).
Nazwa dziedzińca, usytuowanego pomiędzy dwoma skrzydłami Pałacu - Plac Praw Człowieka (fr. Parvis des Droits de l'Homme) - przypomina uchwalenie właśnie w tym miejscu w 1948r. Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. Dziedziniec płynnie przechodzi w Esplanadę J.Wrzesińskiego (fr. Esplanade Joseph-Wresinski), z której rozciąga się widok na Ogrody Trocadéro (fr. Jardins du Trocadéro) z Fontanną Trocadéro (fr. Fontaine du Trocadéro), zwaną też Fontanną Warszawską (fr. Fontaine de Varsovie). Niestety, nie dane nam było podziwiać piękna imponującej fontanny (obejrzeliśmy zdjęcia w Internecie), ponieważ cały teren (jak wiele innych miejsc w Paryżu) był rozkopany, w remoncie przed Letnimi Igrzyskami Olimpijskimi '2024.
Tą niedogodność wynagrodził nam niczym (prawie :) nieskrępowany widok na najbardziej charakterystyczną budowlę Paryża, o ile nie całej Francji - Wieżę Eiffla (fr. Tour Eiffel).
Idąc w stronę Wieży minęliśmy Plac Warszawski (fr. Place de Varsovie), którego - z powodu wspomnianych rozkopów - tak naprawdę nawet nie zauważyliśmy :)
Już na etapie planowania wycieczki założyliśmy, że nie wjedziemy na platformę widokową Wieży Eiffla, bo to i kasy i czasu szkoda (cena wysoka, a kolejka bardzo długa), ale oczywiście napstrykaliśmy mnóstwo zdjęć z różnych miejsc. Patysia wręcz życiem ryzykowała, wtargnąwszy na jezdnię :) na Moście Jena (fr. Pont d'Iéna). Faktem jest, że nie Ona to wymyśliła, bo na rzeczonej jezdni był lekki tłumek fotografujących i fotografowanych. Nie wiem, jak Mateuszowi udało się skadrować zdjęcia tak, że poza Patrycją nikogo tam nie widać...
Kolejnym punktem wycieczki tego dnia był ogromny kompleks architektoniczny zwany ogólnie Szpitalem Inwalidów (fr. Hôpital des Invalides, w skrócie Les Invalides), w całości odnoszący się do wojskowej historii Francji.
Układając plan wycieczki Patysia brała pod uwagę koszt wstępów, starała się "oszczędzać" i nie zaplanowała wejścia do tegoż przybytku. Ja jednak stwierdziłam, że raczej nie będę już nigdy w Paryżu, a być tam i nie zobaczyć grobowca Napoleona!? Niemożliwe! Tak więc dzień wcześniej Mateusz kupił bilety.
Cały czas kierowaliśmy się wskazaniami map Google, również tym razem. Jak się później okazało, mapa "poprowadziła" nas do tylnego wejścia, a tam zobaczyliśmy wielką demonstrację, kordon policji i całkowicie zablokowane wejście na teren kompleksu. Patysia i ja już zdążyłyśmy się zdenerwować, że przepadnie nam możliwość zwiedzenia (i kasa!!!), ale Mateusz podszedł do jakiegoś policjanta i dowiedział się, że trzeba obejść teren wokoło, bo główna brama jest z drugiej strony. Uff...
Kompleks zawiera Pałac Inwalidów (fr. Hôtel des Invalides), będący siedzibą wysokich władz wojskowych, szeregu organizacji zajmujących się pamięcią weteranów i wsparciem rannych żołnierzy, w tym Narodowego Instytutu Inwalidów (fr. Institution Nationale des Invalides) - krajowej instytucji dla niepełnosprawnych weteranów wojennych, a także szpitala i domu spokojnej starości dla weteranów wojennych (pierwotne przeznaczenie budynku). Pałac mieści też kilka muzeów: Muzeum Armii (fr. Musée de l'Armée), Muzeum Orderu Wyzwolenia (fr. Musée de l'Ordre de La Libération), Muzeum Map Reliefowych (fr. Musée des Plans-Reliefs), oddział Muzeum Historii Współczesnej (fr. Musée d'Histoire Contemporaine).
Kompleks obejmuje również dawną kaplicę szpitalną - Katedrę Świętego Ludwika (fr. Cathédrale Saint-Louis-des-Invalides, obecnie narodowa katedra armii francuskiej, której chór jako jedyny ze wszystkich katedr jest na stałe ozdobiony francuskimi flagami) oraz przylegającą do niej dawną kaplicę królewską, znaną jako Kościół Inwalidów (fr. Dôme des Invalides), będącą najwyższym budynkiem kościelnym w Paryżu (107m), obecnie zdekonsekrowanym i przekształconym w nekropolię czołowych francuskich wojskowych, na czele z Napoleonem I Bonaparte (sprowadzenie szczątków cesarza do Francji było zawiłym procesem, nazywanym "powrót prochów", fr. retour des cendres).
Wchodząc na teren kompleksu zauważyliśmy na trawnikach mnóstwo królików :)
Po zwiedzeniu katedry i kościoła nie miałyśmy z Patrycją już sił na chodzenie po muzeach. Posiedziałyśmy na dziedzińcu, ale Panowie skusili się... i nie Oni żałowali, ale troszkę my... Pooglądałyśmy zdjęcia.
Było już późne popołudnie, czas na posiłek. Udało nam się trafić w dobrym czasie do restauracji "Gusto Italia", bo kiedy siadaliśmy przy stoliku, było w niej niewielu klientów, ale po jakimś kwadransie wszystkie stoliki były zajęte, a chętni czekali w kolejce. Jedzenie było wyśmienite - bruskétta na start, różne zapiekanki z makaronem, Patysia oczywiście krewetki :), które wyglądały nieco przerażająco, ale podobno były pyszne. Skonsumowaliśmy również desery (panna cotta i tiramisu), a przede wszystkim opiliśmy się wodą, bo po całym dniu spragnieni byliśmy okrutnie. Panowie zamówili też piwo, a ja bezwzględnie kawę :)
Wieczór spędziliśmy na Sekwanie...
Wieczorem przed wyjazdem z domu przeglądałam plan, sporządzony przez Patrycję (notatki kopiowane z Internetu) i natrafiłam na zapis: Bilety kupione na sobotę 01.07.2023. Kiedy zapytałam, o co chodzi, Patysia roześmiała się i stwierdziła, że "zepsułam" Jej niespodziankę. Okazało się, że ma jeszcze jedną, na kolejny wieczór, ale w tym przypadku rzeczywiście dopiero "w trakcie" dowiedziałam się, w czym rzecz.
W Paryżu znajduje się ponad 1800 budynków wpisanych na listę zabytków, w tym prawie sto miejsc kultu. Najsłynniejsze pochodzą z różnych okresów. Często można je znaleźć właśnie nad brzegiem Sekwany. Nabrzeża rzeki od Mostu Sully'ego (fr. Pont de Sully) do Mostu Bir Hakeim (fr. Pont de Bir-Hakeim) stanowią jeden z najpiękniejszych miejskich krajobrazów rzecznych, rejs był zatem świetnym sposobem na obejrzenie miejsc, któych nie odwiedziliśmy podczas wędrówek po mieście.
Rejs realizowała jedna z wielu firm organizujących takie przyjemności - "Bateaux Mouches". O 21:00 wypłynęliśmy łodzią, mieszczącą 1000 osób. Rejs trwał nieco ponad godzinę, płynęliśmy "tam i z powrotem" i jeszcze dalej i znowu z powrotem :) Przepływaliśmy pod kilkoma mostami, których nad Sekwaną w Paryżu jest 37. Widzieliśmy wiele innych łodzi, na których odbywały się różne imprezy (bo i taką opcję można sobie zafundować). Na nabrzeżu w wielu miejscach ludzie bawili się - tańczyli, śpiewali, zapewne popijali :) - jak to w weekend...
Po zejściu z pokładu pojechaliśmy taksówką do naszej dzielnicy. W nocnym sklepie kupiliśmy wino, piwo, sery i inne przekąski. Spędziliśmy czas w mieszkaniu, zadowoleni z efektywnie spędzonego dnia. Dość późno poszliśmy spać, ale przecież nie samym zwiedzaniem człowiek żyje :)
02.07.2023
Trzeciego dnia pospaliśmy nieco dłużej, ale jeszcze przed południem dotarliśmy metrem na wzgórze Montmartre (fr. Butte Montmartre), które w połowie XIXw. stało się ulubionym miejscem artystycznej cyganerii. To tam mieszkali i tworzyli swe dzieła m.in. kompozytorzy Fryderyk Chopin i Ferenc Liszt, malarze Auguste Renoir, Vincent van Gogh, Pablo Picasso i Salvador Dalí oraz jeden z najwybitniejszych tancerzy baletowych XXw., Polak z pochodzenia - Wacław Niżyński.
Po śniadaniu w "Cafe Chappe" weszliśmy na szczyt wzgórza, gdzie usytuowana jest Bazylika Najświętszego Serca w Montmartre (fr. Basilique du Sacré-Cœur de Montmartre), znana jako Bazylika Ślubów Narodowych (fr. Basilique du Vœu National), której białe kopuły widać niemalże z całego Paryża. Jest to zaraz po Wieży Eiffla najwyższy punkt w mieście. Podobno ze szczytu kopuły możliwy jest panoramiczny widok na tereny oddalone o 30 km we wszystkich kierunkach. Nie sprawdziliśmy tego... Bazylika jest drugim najczęściej odwiedzanym zabytkiem sakralnym w Paryżu po katedrze Notre-Dame (prawie 11 mln pielgrzymów i odwiedzających rocznie), tak więc przeciskaliśmy się w tłumie. Przed świątynią stoją dwa posągi najbardziej lubianych przez Francuzów postaci: Joanny d'Arc oraz króla Ludwika IX Świętego.
Dzielnica Montmartre jest zaliczona do rejonów Paryża o historycznym znaczeniu, dlatego jej rozbudowa i przebudowa została ograniczona. Powłóczyliśmy się po uroczych uliczkach i klimatycznych skwerkach, chłonąc artystyczną atmosferę, choć nieco już zwietrzałą :) , ponieważ jeszcze przed I wojną światową większość artystów przeniosła się do dzielnicy Montparnasse. Przechodziliśmy obok budynku nr 49 przy ulicy Gabrieli (fr. Rue Gabrielle), gdzie zatrzymał się i pracował Picasso, kiedy po raz pierwszy przyjechał do Paryża w 1900r. na Światowe Targi. Na Placu Emila Goudeau (fr. Place Émile-Goudeau; francuski poeta) obejrzeliśmy jedną z Fontann Wallace'a (fr. Fontaine Wallace).
Później Patrycja zawiodła nas pod tzw. Mur Zakochanych (fr. Mur des Je T'aime).
W pierwszym dniu pobytu w Paryżu wysłałam moim Koleżankom pozdrowienia. Jedna, która pół roku wcześniej również była w stolicy Francji, napisała, że koniecznie powinniśmy napić się calvadosa na Montmartre. Stwierdziliśmy, że przysiądziemy gdzieś i skorzystamy z porady. Zatrzymaliśmy się w niewielkiej pizzerii "La Pétaudière". Usiedliśmy na zewnątrz tuż przy wejściu, a ze środka słyszeliśmy dźwięki pianina, co nie jest wyjątkowe w Paryżu. Kiedy Mateusz złożył zamówienie (4 x calvados), nawet dwukrotne zapytanie i nieco zdziwiona mina kelnera nie dała nam do myślenia (godz. ok. 13:30). Za to kiedy przyniósł kieliszki - lekko nas zamurowało... :) Do dziś nie wiem, dlaczego byłam przekonana, że calvados to wino, a kiedy mówiłam o nim, nikt nie sprawdził, co zacz... Tymczasem okazało się, że to mocny alkohol, w dodatku "bimbrowaty" w smaku, a ja takich nie lubię. Skończyło się tym, że Patysia i ja ledwo zamoczyłyśmy usta (coby jednak posmakować), a Panowie... no cóż... musieli się poświęcić i wypili po dwie lampki. Generalnie chyba Im to nie przeszkadzało, ale po degustacji wyraźnie było po Nich widać stan "lekkości umysłu" :) Kiedy Koleżance napisałam, że "nas załatwiła", odpowiedziała, że też piła z rańca :)
Na Montmartre roi się od knajpek i kawiarenek otulonych zielenią. Spacerując dalej stwierdziliśmy, że jesteśmy spragnieni, a i zapas cukru należy uzupełnić :), więc usiedliśmy w kawiarni "Adélaïde", ale tym razem obyło się bez alkoholowych niespodzianek, za to uraczyliśmy się słodkościami.
Zwiedziliśmy kościół św. Jana w Montmartre (fr. Église Saint-Jean de Montmartre), coby najpierw się lekko "rozgrzeszyć" :), później ruszyliśmy w stronę osławionego Placu Pigalle (fr. Place Pigalle) i dalej Bulwarem Clichy (fr. Boulevard de Clichy), przy którym usadowiony jest jeden z najsławniejszych paryskich przybytków uciechy, od ponad stu lat ekscytujący publiczność występami o zabarwieniu erotycznym - Czerwony Młyn (fr. Moulin-Rouge).
Po przejściu promenadą Bulwaru Clichy Patrycja zarządziła powrót na kwaterę, gdzie odświeżyliśmy się nieco.
To właśnie tego dnia po raz drugi jechaliśmy metrem "na gapę". Po prostu tak się zdarzyło, że na którejś stacji nieczynne były bramki z kasownikiem. Weszliśmy więc na peron przez otwarte przejście i pojechaliśmy, a zakupione bilety posłużyły nam na kolejny przejazd.
Jak wspomniałam wcześniej, w tym dniu miała mieć miejsce niespodzianka, przygotowana przez Patrycję. Pod wieczór pojechaliśmy w zupełnie odmiennym kierunku. Najpierw udaliśmy się na obiadokolację do restauracji "Le Royal Cambronne", a następnie po zakupy do sklepu, do którego Patrycja i Mateusz nie pozwolili wejść ani mnie, ani Szymonowi. Podejrzewałam już, że wybieramy się na piknik (do plecaka został spakowany kocyk), ale dopiero u celu zorientowałam się, gdzie będziemy spędzać czas.
Spędziliśmy kilka bardzo miłych godzin na Polu Marsowym (fr. Champ-de-Mars). Co chwilę podchodził do nas jeden z wielu "trawnikokrążców", oferując napoje, alkohole, gadżety, których oczywiście nie potrzebowaliśmy, bo byliśmy we wszystko zaopatrzeni we własnym zakresie. Popijając winko/piwo, zajadając przekąski i niezdrowe chipsy relaksowaliśmy się. Słuchaliśmy też muzyki, bo w pobliżu "koncertował" jakiś zespół, a sporo osób tańczyło. Po zapadnięciu zmroku ujrzeliśmy wspaniałą iluminację świetlną Wieży Eiffla.
Do mieszkanka dotarliśmy po północy. Tego dnia już nikt nie miał ochoty na rozmówki towarzyskie :) Padliśmy do łóżek...
03.07.2023
Ostatni dzień rozpoczęliśmy oczywiście od pakowania się. Po zniesieniu bagaży do auta opuściliśmy kwaterę i garaż, a samochód został zaparkowany na jakimś parkingu.
Wybraliśmy się do dzielnicy Montparnasse. Po smacznym śniadaniu w restauracji "Odessa" skierowaliśmy się do Wieży Montparnasse (fr. Tour Montparnasse), najwyższego wieżowca w Paryżu. Na pomysł, by wjechać na szczyt budynku, wpadliśmy dzień czy dwa wcześniej, kiedy okazało się, że nie kupimy biletów wstępu do Świętej Kaplicy (fr. Sainte-Chapelle).. Okazało się, że taras na 59. piętrze jest zamknięty, ale najszybszą windą w Europie (195m w 38 sek.) wjechaliśmy na 56. piętro do przeszklonej, klimatyzowanej sali. Na pewno wyszło nam to na zdrowie, bo wiało co nieco, a na takiej wysokości pewnie pourywałoby nam głowy :) Widok we wszystkich kierunkach był niesamowity. Napstrykałyśmy z Patysią dziesiątki, a raczej setki zdjęć :) Stwierdziliśmy jednogłośnie, że dobrze się stało, iż oglądamy Paryż z góry ostatniego dnia, bo byliśmy w stanie rozpoznać wiele miejsc, które wcześniej odwiedziliśmy.
Wypiliśmy kawę w kawiarni "L'Atlantique", przyglądając się budynkowi Dworca Paryż-Montparnasse (fr. Gare de Paris-Montparnasse). Patrycja po drodze kupiła upominki i wróciliśmy po samochód. Na parkingu znajdowały auta, które baaaaardzo nam się spodobały... :)
Pojechaliśmy do podparyskiej miejscowości Saint-Denis. Okazała się lekko stresującym miejscem. Przed wyjazdem przeczytałam gdzieś, że miejscowość jest niezbyt bezpieczna, co rzeczywiście widać było na ulicy - mnóstwo ciemnoskórych ludzi (nic nie mam do koloru skóry), głównie mężczyzn wyraźnie pijanych lub naćpanych. Dość szybko przeszliśmy do celu - budowli, o której czytałam w pewnej książce, że jest zdecydowanie ciekawsza od katedry Notre-Dame i bardzo zależało mi, aby ją obejrzeć. Wymogłam zakup biletów wstępu, na co Młodzież przystała z lekkim oporem, ale po fakcie stwierdzili, że naprawdę było warto...
Wkroczyliśmy do pięknej, choć niezbyt okazałej na pierwszy rzut oka z zewnątrz Bazyliki św. Dionizego (fr. Basilique Saint-Denis). Wewnątrz zaparło mi dech... Chodziliśmy w niej ponad godzinę, podziwiając piękne, bogato zdobione mauzolea, grobowce, sarkofagi, pomniki grobowe i rzeźby. Odkrywanie tej królewskiej nekropolii było jak podróż przez historię Francji...
Po zwiedzeniu świątyni weszliśmy jeszcze do marketu po jakieś produkty spożywcze, a zaraz później wyruszyliśmy autem do Houthalen. Gdzieś po drodze zatrzymaliśmy się na obiadokolację. Wstyd przyznać, ale prawie całą drogę przespałam. W domu wzięliśmy szybkie prysznice i poszliśmy spać, bo następnego dnia wcześnie rano Mateusz szedł do pracy, a Patrycja odwoziła Szymona i mnie na lotnisko do Eindhoven (Holandia). Po wylądowaniu w Gdańsku odebraliśmy samochód z parkingu. Jadąc do Grudziądza zatrzymaliśmy się z Szymonem na śniadanie, smaczne, ale daleko mu było do francuskiego :)
W ciągu czterech dni przemaszerowaliśmy 50,5 km po francuskiej ziemi (oczywiście nie wliczając przejazdów metrem). Ha!