Chorwacja
03.08.2016 (środa)
Zanim w Splicie znaleźliśmy adres zakwaterowania, trochę objeździliśmy miasto. Ulice są fatalnie oznakowane, nazwy mało widoczne, numeracja budynków chyba przypadkowa, a miejscowi nie potrafią pomóc, niektórzy sprawiają wrażenie, jakby nie znali własnego miasta.
Kiedy w końcu trafiliśmy, gdzie trzeba, gospodarz zaprowadził nas do mieszkania w bloku, szumnie nazwanego Apartment Dubrovacka Ulica. Pan okazał się być bardzo miły i rozmowny (kolejny nauczyciel!), obdarzył nas opowieścią o mieście oraz folderami i mapkami.
W lodówce znaleźliśmy ser, sok i lody. Zjedliśmy kolację, a Patrycja zrobiła wieeeeeeelkie pranie. Spać poszliśmy około 23-ciej.
04.08.2016 (czwartek)
Patrycja i Mateusz pospali dłużej, a Szymon i ja wstaliśmy około 8-mej. Szymon chyba przede wszystkim dlatego, że cierpiał katusze - swędziały go strasznie plecy, bo zaczynała Mu schodzić skóra po opalaniu. Około 10.30, po śniadaniu, wyszliśmy zwiedzać Split.
Na Stare Miasto weszliśmy Złotą Bramą, doszliśmy do perystylu. Stamtąd skierowaliśmy się do Bramy Żelaznej, wróciliśmy, poszliśmy na wschód do Bramy Srebrnej i znowu wróciliśmy do perystylu. Zeszliśmy do podziemi, gdzie znajdowało się wejście do pałacowych komnat, ale zrezygnowaliśmy ze zwiedzania, bo koszt był dość wysoki. W podziemiach stało mnóstwo stoisk z pamiątkami. Wyszliśmy na drugą stronę na jakiś placyk, ale wróciliśmy ponownie na perystyl, gdzie akurat odbywała się inscenizacja. W towarzystwie małżonki i pretorian pojawił się sam cesarz Dioklecjan, który przemówił do ludu.
Poszliśmy górą do południowej ściany pałacu. Stała tam młoda dziewczyna, oferująca obejrzenie wizualizacji pałacu z czasów rzymskich. Mateusz namówił mnie, bym skorzystała, a później ja namówiłam Patrycję. Rzecz była świetna. Zostały nam nałożone słuchawki na uszy, a na oczy google, do których podłączony był wyświetlacz. Zostałyśmy "oprowadzone" po pałacu przez Dioklecjana, a co najważniejsze - opowieść była w języku polskim.
Pochodziliśmy jeszcze trochę po wąskich uliczkach, podeszliśmy ponownie do pomnika Grzegorza, by dotknąć na szczęście jego palucha (pomyślałam życzenie dotyczące kolejnej wycieczki) i raz jeszcze do podziemi, gdzie wrzuciłyśmy z Patrycją pieniążki do pałacowej studzienki.
Promenadą Riva doszliśmy do dzielnicy Matejuška i tam zjedliśmy obiad w polecanej przez naszego gospodarza knajpce o nazwie Fife. Obiad był fantastyczny - dużo i smacznie. Ja zamówiłam rybę z grilla, Szymon lokalne kluseczki w grzybowym sosie, Patrycja i Mateusz potrawy z kurczaka, a najciekawsza była potrawa, którą wzięliśmy do podziału - czarny ryż z grzybami, o rybnym smaku. Wszystko popiliśmy piwem.
Po obiedzie skierowaliśmy się na skwer, by w cieniu odpocząć - na ławeczce i na trawie, jak kto wolał...
Po drzemce pomoczyliśmy nogi w zatoce i poszliśmy na kawę mrożoną i sok - do wyboru. Przyznać muszę, że kawa w Starim Gradzie była o niebo lepsza...
Stamtąd trafiliśmy na Plac Braće Radiča, gdzie Szymon uraczył nas sokami owocowo - warzywnymi. Nie wiem nawet, z czego były, ale smakowały wybornie.
Później poszwendaliśmy się jeszcze po uliczkach Starego Miasta. Kilkukrotnie wracaliśmy pod zabawną fontannę "figa z makiem", by uchwycić moment tryskania wody.
Starówka w Splicie ma niesamowity urok. Po całym dniu chodzenia bolały nas nogi, ale byliśmy bardzo zadowoleni.
W drodze powrotnej zrobiliśmy zakupy spożywcze na następny dzień oraz napoje i rakiję na wieczór. Do mieszkania dotarliśmy około 20-tej. Do północy spędziliśmy czas rozrywkowo - słuchając muzyki i pijąc zakupioną rakiję - Patrycja i ja odrobinę, Chłopacy trochę więcej, niż odrobinę...